Droga do Naud

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2018-01-07 23:16:08

Ganzorig
Użytkownik
Dołączył: 2018-01-07
Liczba postów: 1
WindowsFirefox 57.0

Things are never quite the way they seem

- Jeszcze raz ci dziękuję - rzuciła w stronę stojącej w progu kobiety. Zielarka skinęła lekko głową i zniknęła we wnętrzu domu.
Ganzorig ruszyła w stronę pałacu, starając się nie dać po sobie poznać jaki kierunek obrała i że w niewielkim zawiniątku, które właśnie wsunęła do torby nie kryło się coś, co mogłoby stać się źródłem skandalu na skalę królestwa. Weszła w boczną uliczkę, nie zbliżając się do celu, by po chwili trafić na długi, zatłoczony i głośny plac targowy. Tam mogła obrać właściwy kierunek, niknąc w kolorowym, rozwrzeszczanym tłumie. Jedną rękę wciąż trzymała na torbie, by zapobiec jakimkolwiek próbom kradzieży. Zatrzymała się przy jednym ze stoisk i po dokładnym zapoznaniu z oferowanym towarem kupiła niewielki woreczek suszonych owoców. Plac ciągnął się aż do ozdobnego mostu na równie ozdobnej rzeczce, okalającej pałac.
We wnętrzu nie musiała już ukrywać swojego celu. Wszyscy wiedzieli, że była prywatną gwardzistką królowej, więc nikogo nie mogło dziwić, że właśnie ku jej komnatom zmierzała. Pokonała, naturalnym dla siebie, szybkim krokiem labirynt korytarzy, stąpając po niezwykle drogich dywanach, kierując się rzeźbami i obrazami. W końcu zapukała do jednych z najbardziej zdobnych drzwi w pałacu. Po chwili otworzyła je pokojówka i poprosiła Ganzorig do środka. Powiedziała jeszcze, że królowa jest na balkonie i wróciła do swoich zajęć. Mori przeszła wolnym krokiem przez pokój. Lubiła przebywać w tych komnatach. Ich wystrój przypominał jej rodzinne strony.
- Jesteś wreszcie.
Ganzorig skłoniła się i podeszła, wydobywając z torby zawiniątko. Królowa odchyliła lekko materiał skrywający niewielką buteleczkę. Uśmiechnęła się i weszła do pokoju, chowając specyfik w szufladzie.
- Dziękuję. Możesz odejść.

Offline

#2 2018-01-08 00:08:01

Riordan
Użytkownik
Dołączył: 2018-01-02
Liczba postów: 2
AndroidChrome 63.0.3239.111

Odp: Things are never quite the way they seem

Kamienica była barwna i bogato zdobiona. Nie odróżniało jej to od wielu innych, należących do bogatych kupców nieruchomości, choć z pewnością jej gospodarz miałby na ten temat inne zdanie. Gość - ciemnowłosy elf, powinaty w drzwiach przez kamerdynera nie okazał żadnej emocji na widok wystawnie urządzonego hallu, nie rozglądał się by popatrzeć na cenne dzieła sztuki. Wręcz przeciwnie, patrzył głównie pod nogi i mrużył oczy. To, co kamerdyner przyjmował za objaw zblazowania, było w rzeczywistości spowodowane bólem głowy, który męczył elfa odkąd zmuszony był wychynąć z zaciemnionego mieszkania na słoneczną ulicę, a następnie wkroczyć do skrzącego się od złota i diamentów wnętrza, na domiar złego posiadającego wielkie okna. Gościa zaprowadzono do salonu, gdzie wbrew wszelkim oczekiwaniom mógł nieco odetchnąć, ciężkie kotary zakrywały wysokie okna. Kamerdyner odszedł, a gość zgodnie z etykietą czekał stojąc za ustawionym za stołem ciężkim krzesłem. Przymknął oczy opierając się o mebel. Usłyszał szelest, chwilę później poczuł na karku chłodną dłoń. Uśmiechnął się mimowolnie.
- Spokojnie, spaślak nieźle wczoraj zachlał - odezwała się dobrze znana mu pokojówka - Będzie mieć takiego kaca, że nie odważy się na odsuwanie zasłon.
Riordan chciał chwycić dłoń dziewczyny, ale ta, słysząc kroki w korytarzu, wzdrygnęła się i wróciła na swoje miejsce - przy drzwiach salonu.
Do pomieszczenia wszedł kamerdyner, otwierając drzwi przed otyłym mężczyzną owiniętym jedynie w szlarok. Elf skłonił się, na co kupiec odpowiedział jedynie niedbałym skinieniem dłoni,  po czym zwalił się na krzesło.
- Siądźcie panie...
- Sinclair - podpowiedział Riordan
- Tak... - zgodził się Malvi Gianco sapiąc ciężko, po czym jął grzebać w kieszeniach szlafroka. Wydobył wreszcie złote pudełeczko, będące ponad wszelką wątpliwość tabakierą. Elf zaklął w myślach, jednak grzecznie, bye nie urazić dumy wielmoży wciągnął szczyptę z podsuniętego puzderka. Zapobiegliwie zbliżył dłoń do ust.
- A więc! - zakrzyknąl nagle kupiec popisując się słabą stylistyką i podrywając się niespodziewanie do stojącego pod ścianą regału. Stojąca przy drzwiach dziewczyna w kilku lekkich skokach znalazła się przy gościu wciskając mu w dłoń chustkę, chwilę przed tym jak kichnął potężnie, co niewątpliwie uchroniło koronkowe mankiety jego koszuli przed obsmarkaniem krwią. Znała przypadłość Riordana, od przeszło tygodnia sypiała z nim i opowiadała o dziwactwach swego pracodawcy. Kupiec odwrócił się nerwowo zaciskając palce na wydobytej z regału księdze.
- Na zdrowie - wydyszał, wyraźnie zmęczony podjętym wysiłkiem. Z hukiem upiścił tomiszcze przed gościem.
- Spójżcie panie, jak mnie grabią ci zasrańcy, nie dość, że... że podatki, to jeszcze... - urwał z trudem łapiąc oddech - jeszcze cła, opłaty portowe, a odmówić im...
- Ach... - przerwał elf nieco zniecierpliwiony - gdyby tylko pański dziadek mógł powrócić z zaświatów i nauczyć ich moresu...
*
Riordan był z siebie w pełni zadowolony. Gianco, nie dość, że jak dziecko podniecił się wizją siebie jako właściciela kaperskiej floty, to jeszcze przekoneny był, że pomysł ten zesłał na niego sławny Agar - pirat i założyciel młodego dość rodu, będący swego czasu wrzodem na tyłku królestwa. Przebrawszy się w zwyklejsze sobie przyodzienie pokierował się prosto do domu starej znajomej. Już unosił dłoń, by zapukać do drzwi, gdy coś go tknęło. Zanim klamka uniosła się, a drzwi uchyliły, już stał oparty o ścianę sąsiedniej kamienicy, z kapturem naciągniętym na głowę po sam nos i amuletem maskującym w dłoni. Dla obserwatora był teraz niczym więcej niż włóczęgą o pospolitej gębie zajętym dłubaniem pod paznokciami. Kiedy tylko wychodząca z domu Weiss dziewczyna zniknęła za rogiem, ruszył ku drzwiom otwierając je bez pukania. Udało mu się dezaktywować amulet zanim alchemiczka rozbiła pod jego stopami butelkę z samozapalającym gazem.
- Aborcja, czy antykoncepcja? - spytał bez ogródek, wskazując w kierunku w którym odeszła klientka.
Weiss prychnęła krzywiąc się.
- Źle wyglądasz, siadaj, zaparzę ci czegoś.
Riordan uśmiechnął się złośliwie, ale nie zadawał więcej pytań. Nie było to w końcu taką sensacją, Weiss robiła karierę w mieście od paru ładnych lat.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
nowezagorze - victoryordead - psww2 - ateriaforum - t-x